Google Website Translator

niedziela, 5 lutego 2012

JAK POPULARYZOWAĆ NAUKĘ? część druga

Witam ponownie :) W pierwszej części wątku "JAK POPULARYZOWAĆ NAUKĘ?" pisałam trochę o trudnym charakterze popularyzacji nauki, który wynika między innymi z tego, dla kogo i w jaki sposób ją popularyzujemy. Podsumowałam, że w związku z określonymi preferencjami "ogólnej publiki", posty o tematyce naukowej przeważnie są krótkie, bardzo zwięzłe, o dość ograniczonej tematyce i pisane przeważnie przez dziennikarzy. No i co z tego? - możecie zapytać.


Rzecz w tym, że taki charakter popularyzowania nauki nie tylko ją spłyca (ale przecież pewne uproszczenia są nieuniknione, prawda?), ale też daje nie-naukowcom jej niesłychanie mylący obraz, czasem zupełnie nieprawdziwy.

W wielkim skrócie i uproszczeniu nauka działa tak: mamy pewną hipotezę, którą chcemy przetestować. Najpierw zastanawiamy się jakie są założenia i implikacje tejże hipotezy, a póżniej konstruujemy eksperyment, który mógłby wykazać, że jest to hipoteza błędna (tak, tak, próbujemy ją obalić, a nie potwierdzić!). Przeprowadzamy eksperyment, analizujemy dane, interpretujemy je i.. publikujemy! Proste? Wcale nie.

Bo nie tylko nasz eksperyment może mieć pewne ograniczenia (nielosowa bądź niewystarczająca próba, inne czynniki, które mogły mieć wpływ na wynik, a których nie kontrolowaliśmy, nieadekwatna analiza statystyczna, etc.). W związku z tym jeden eksperyment wiosny nie czyni i teraz trzeba czekać. Czekamy, czekamy, aż nasze badania zostaną POWTÓRZONE, i to najlepiej wielokrotnie - być może w lepiej przeprowadzonych eksperymentach - i wtedy patrzymy na ich wyniki. W idealnym świecie chcielibyśmy wziąć rezultaty wszystkich tych eksperymentów i spawdzić w tzw. meta-analizie czy, koniec końców, wynik jest taki jak nam się wydawało czy nie.

Wracając więc do konkluzji o popularyzacji nauki. Krótkie "newsy" o doniesieniach naukowych nie tylko są powierzchowne - najczęściej skupiają sie na samym wyniku jakichś badań, a nie na tym jak zostały ine przeprowadzone,  ale i reaktywne - czyli omawiają jakiś wynik jako jedyny, słuszny i pewny tu i teraz, bo  "naukowcy tak mówią, więc tak musi być". To wszystko jest opisywanez najczęściej bez komentarzy innych naukowców na temat opisywanego eksperymentu, nie mówiąc już o czekaniu na potwierdzenie tych daych. I to rodzi masę nieporozumień w społeczeństwie i tworzy obraz nauki jako chaotycznej i zmiennej w sposób w zasadzie losowy (bo w nauce opinie i paradygmaty i owszem, zmieniają się, ale bynajmniej nie losowo!).

I jak do tego wszystkiego mają się dziennikarze? Jeżeli to są dobrzy i mądrzy dziennikarze naukowi - nic. Ale o takowych trudno, więc w efekcie rzadko otrzymujemy zbalansowany artykuł, który nie tylko 'doniesie' o badaniach, ale też postawi je w odpowiednim kontekście czy ostrzeże przed mało solidnymi konkluzjami. W innym wypadku, jeśli dziennikarz taki nie ma pojęcia o danej działce, często może przedstawić wszystkie możliwe istniejące opinie na dany temat, bez sugerowania jakie przekonanania dominują w owej dziedzinie - w imię poprawności politycznej. I stąd można znaleźć artykuły omawiające zagadnienia dotyczące na przykład globalnego ocieplenia czy ewolucji, w których autor zawsze doda: "Ale istnieją też przeciwnicy tej teorii". Co z tego, że istnieją, jeżeli stanowią tylko mierną mniejszość najczęściej ludzi luźno związanych z omawianą  działką, która w dodatku konsekwentnie ignoruje solidne naukowe dowody na ten temat? Ale dziennikarze rzadko to dodadzą.

OK, ma być krótko i zwięźle, bo to blog, a nie artykuł. W następnej części napiszę jak rozumiem i widzę przyszłość popularyzacji i rozumienia nauki w społeczeństwie.  I mam wielką nadzieję, że zrodzi to dynamiczną dyskusję- nie ma nic lepszego niż wymiana różnych zdań i opinii, wierzę, że wyniknie z tego coś dobrego :)

Do przeczytania wkrótce!

8 komentarzy:

  1. Zgadzam się, rozpowszechnianie błędnych czy niepełnych informacji może narobić więcej szkody niż pożytku. I to nie tylko w nauce. Co z tym zrobić? Reagować - komentować, pisać do redakcji i zachęcać do tego znajomych "po fachu". Dobrym przykładem jest ostatnia "burza" wokół tekstu opublikowanego w Polityce na temat Puszczy Białowieskiej („Zapuszczona puszcza”).

    Osobiście jednak muszę przyznać, że poza powyższym artykułem dawno nie spotkałam się z takim, który dawałby "niesłychanie mylący" lub "zupełnie nieprawdziwy" obraz nauki. Zwykle nawet krótkie teksty zawierały stwierdzenia typu "problem wymaga dalszych badań", "lek dopiero wchodzi w fazę testów klinicznych" itp. Ale może po prostu mi się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiedział Albert E.: "Należy upraszczać, ale nie bardziej, niż to jest konieczne." Trudno się z tym nie zgodzić. Niestety, jak rzekłaś, wielu piszących o nauce nie ma o niej dostatecznego pojęcia. Z tym tez się zgadzam. Co jednak w takiej sytuacji robić? Myślę, że popularyzację nauki trzeba zostawić naukowcom i tym dziennikarzom, którzy do pisania o nauce dorośli. jest ich trochę na świecie. Osobiście po naukową wiedzę sięgam tylko do takich źródeł i wszystkim to zalecam - jeśli mnie ktoś o to pyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem jest taki, że mało który naukowiec ma lekkie pióro i czas by pisać; zaś z drugiej strony niewielu dziennikarzy ma wystarczającą wiedzę o nauce, by stworzyć coś więcej niż nieudolne tłumaczenie lub parafrazę notki prasowej.

      Doszło do mnie dopiero teraz, że w programie studiów przyrodniczych (a przynajmniej chemicznych) nie ma czegoś takiego jak przygotowanie do pisania tekstów: nie ma nic o tym jak napisać prawidłowo pracę licencjacką, pracę magisterką, raport, czy choćby tekst popularnonaukowy - o ile to ostatnie to dodatek, to te dwa pierwsze to coś czego nie da się przeskoczyć i wiele osób się zmaga i na poziomie językowym jak i technicznym (jak sformatować tekst w edytorze tekstu - choć to mniejszy problem ze względu na technologię informacyjną, dość niedoceniany przedmiot).
      Niby jest przedmiot humanizujący, ale zwykle ogranicza się to do katowania dokonań kilku filozofów - więc czemu by nie wprowadzić właśnie takiego elementarnego "przysposobienia literackiego"?

      Usuń
    2. Czytaliście? Artykuł "Nie ma w Polsce kuźni dziennikarstwa naukowego" na biolog.pl:

      http://www.biolog.pl/article49362.html

      Usuń
    3. Dzięki za komentarze i naprawdę pomocne linki! @inhet: sprawdzanie źródeł, o to chodzi, tylko jak stworzyć taki nawyk w społeczeństwie? @karvon: myślę, że uderzasz w sedno mówiąc o pewnych niedociągnięciach zarówno naukowców, jak i dziennikarzy naukowych. I tak jak podsumowuje artykuł podesłany przez Ilonę: w Polsce brakuje kultury popularyzatorskiej, tak więc warsztat naukowo-dziennikarski trzeba sobie wyrobić własny, na zasadzie prób i błędów, bez żadnej systematyczności czy większej wizji (bo brak formalnych studiów w tej dziedzinie). Myślę, że konieczna jest tutaj nieodłączna współpraca naukowców (w dziedzinie merytorycznej) i dziennikarzy (w dziedzinie popularyzatorskiej), ale sama często jestem świadkiem wzajemnego braku zaufania tych dwóch środowisk. Ale nie wszystko od razu: może warto byłoby zacząć od (choćby zdawkowkowego) uwzględniania przynajmniej dwóch opinii specjalistów na omawiany temat - tego typu praktyka jest popularna choćby w The Scientist (http://the-scientist.com/). Również, po skontaktowaniu się z naukowcem w celu skomentowania jakichś badań, rutynowo powinno się przesyłać ostateczną wersję artykułu popularno-naukowego do tegoż naukowca (obecnie to się praktycznie nigdy nie zdarza). Co do naukowców.. myślę, że zmian wymaga macierz kosztów i korzyści płynących z angażowania się w inicjatywy popularyzatorskie, tylko jak to zmienić, skoro wszędzie liczą się publikacje i IF?

      Usuń
  3. Ciekawe co w części numer 3 napiszesz Kasiu? :) Bo jak wiadomo powszechnie popularyzacja i rozumienie nauki to temat rzeka!

    OdpowiedzUsuń
  4. @Ilona Koperek tutaj cały artykuł prof. Jana Marcina Węsławskiego

    http://wyborcza.pl/1,75476,7019933,Dziennikarz_naukowy___apostol__laskawca_czy_balwan_.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ten tekst z wyborczej jest przykładem jak naukowiec nie powinien podchodzić do popularyzacji nauki, inaczej może skończyć równie sfrustrowany jego autor.
      szerzej - klid.pl/link/6308/#comment-20598

      Usuń