Chyba każdy z nas słyszał - czy to od swojej mamy czy babci - że nie ma nic lepszego niż domowe jedzenie (po czym na pewno padło kilka obelg w kierunku junk-foodów i "pełnych chemii" gotowych posiłków do podgrzania w mikrofali). I jakby sentyment nie wystarczył, myśl tę poparli też naukowcy w związku z toczącą się na świecie batalią z otyłością, szczególnie w USA i UK. Stała za tym filozofia, że producenci gotowych posiłków i właściciele restauracji chcą z jednej strony serwować jedzenie smaczne, po które sięgniemy ponownie w przyszłości (czytaj: pełne nasyconych tłuszczów, soli i/lub prostych cukrów) i które jednocześnie będzie tanie, tzn. wytrzymać na pólce sklepowej/ladzie kuchennej odpowiednio długo (czyli musi zawierać mnóstwo konserwantów, w tym soli). A to wszystko szczupłości i zdrowiu nie sprzyja. Tak więc domowe jedzenie miało być receptą na całe te otyłości zło :) Wnioski takie świetnie podsumował Harry Balzer, naukowiec zajmujący się marketingiem żywności w wywiadzie z Michaelem Pollanem:
Jeśli to prawda, ostatni boom programów kulinarnych powinien tu pomóc - kucharze stają się prawdziwymi gwiazdami, ich programy biją rekordy popularności, a książki kucharskie są obecnie najlepiej sprzedającą się literaturą z rodzaju nonfiction w Wielkiej Brytanii. Skoro tak dziarsko podchodzimy wszyscy do gotowania, pokonanie epidemii otyłości pozostanie zapewne tylko kwestią czasu. Tylko czy gotowanie w domu faktycznie zawsze wychodzi nam na zdrowie?
Zdrowy rozsądek sobie, a badania naukowe sobie. Ostatnio opublikowany w prestiżowym BMJ artykuł naukowców z Newcastle, UK, wydaje się temu zaprzeczać. Konkretnie, porównali oni jakość odżywczą 100 gotowych do spożycia posiłków z trzech wiodących marketów w Wielkiej Brytanii (Tesco, Asda oraz Sainsbury's) z setką najbardziej popularnych przepisów pochodzących z książek największych (angielskich) gotujących celebrytów (Jamie Oliver, Nigella Lawson, Lorraine Pascale i Hugh Fearnley-Whittingstall). Ale żeby porównania były bardziej reprezentatywne, skupiono się jedynie na gorących posiłkach, które mogły być spożywane na codzień, a nie na specjaną okazję, oraz nie były śniadaniem ani zupą :)
Wyniki? Ani gotowe posiłki, ani przepisy popularnych kucharzy nie spełniły w całości zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). OK, tutaj może nie ma specjalnej niespodzianki. Co najbardziej zaskakuje jednak to to, że posiłki z angielskich marketów okazały się dużo częściej zdrowsze od posiłków celebrytów: były mniej kaloryczne (w przeliczeniu na porcję), zawierały mniej białka i tłuszczy, również tych nasyconych, oraz miały statycznie więcej błonnika. Ale żeby nie było: obie klasy posiłków posiadały więcej białka, tłuszczy i soli niż rekomenduje WHO, natomiast miały mniej węglowodanów i błonnika. Przynajmniej spełniały te normy dotyczące cukrów prostych ;)
No i masz tu babo placek - już wydawało się, że dokonujemy rewolucji żywieniowej "wciągając się" w gotowanie, uczenie się nazw egzotycznych owoców i warzyw, a i pewnie nałogowe śledzenie programów kulinarnych, a tu okazuje się, że nie ma prostych odpowiedzi ani rozwiązań. Bez powszechnej edukacji w kwestii jedzenia, zbalansowanej diety oraz składników odżywczych ani rusz. Trzeba myśleć co sie je, kiedy i ile. Ale jedno pozostaje pewne: gotowanie w domu wciąż pozostaje jedynym sposobem na pełną kontrolę tego co się je - czy użyjemy surowych czy smażonych warzyw, oliwy zamiast masła, szczypty czy łyżeczki soli - to wszystko zależy od nas. Stąd amatorskie gotowanie to wciąż dobry start na drodze do zdrowszego jedzenia, sęk w tym, że ślepe gotowanie tego, co nam sugeruje telewizja i inne media nie zagwarantuje nam ani szczupłej sylwetki, ani setki lat życia w szczęsciu i zdrowiu :) To ostatnie wciąż pozostaje w naszych rękach.
OMAWIANY ARTYKUŁ:
“Proste. Chcesz, by Amerykanie jedli mniej? Mam dla ciebie dietę, której szukasz. Jest krótka i prosta. Oto mój plan: gotuj w domu. To wszystko. Jedz co tylko ci się podoba - jeśli tylko będzie przygotowane przez ciebie. "
Jeśli to prawda, ostatni boom programów kulinarnych powinien tu pomóc - kucharze stają się prawdziwymi gwiazdami, ich programy biją rekordy popularności, a książki kucharskie są obecnie najlepiej sprzedającą się literaturą z rodzaju nonfiction w Wielkiej Brytanii. Skoro tak dziarsko podchodzimy wszyscy do gotowania, pokonanie epidemii otyłości pozostanie zapewne tylko kwestią czasu. Tylko czy gotowanie w domu faktycznie zawsze wychodzi nam na zdrowie?
![]() |
Pewne rzeczy się nie zmieniają: świeże owoce i warzywa wciąż pozostają częścią zdrowej i zbalansowanej diety. Zdjęcie: Wikipedia |

Zdrowy rozsądek sobie, a badania naukowe sobie. Ostatnio opublikowany w prestiżowym BMJ artykuł naukowców z Newcastle, UK, wydaje się temu zaprzeczać. Konkretnie, porównali oni jakość odżywczą 100 gotowych do spożycia posiłków z trzech wiodących marketów w Wielkiej Brytanii (Tesco, Asda oraz Sainsbury's) z setką najbardziej popularnych przepisów pochodzących z książek największych (angielskich) gotujących celebrytów (Jamie Oliver, Nigella Lawson, Lorraine Pascale i Hugh Fearnley-Whittingstall). Ale żeby porównania były bardziej reprezentatywne, skupiono się jedynie na gorących posiłkach, które mogły być spożywane na codzień, a nie na specjaną okazję, oraz nie były śniadaniem ani zupą :)
Wyniki? Ani gotowe posiłki, ani przepisy popularnych kucharzy nie spełniły w całości zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). OK, tutaj może nie ma specjalnej niespodzianki. Co najbardziej zaskakuje jednak to to, że posiłki z angielskich marketów okazały się dużo częściej zdrowsze od posiłków celebrytów: były mniej kaloryczne (w przeliczeniu na porcję), zawierały mniej białka i tłuszczy, również tych nasyconych, oraz miały statycznie więcej błonnika. Ale żeby nie było: obie klasy posiłków posiadały więcej białka, tłuszczy i soli niż rekomenduje WHO, natomiast miały mniej węglowodanów i błonnika. Przynajmniej spełniały te normy dotyczące cukrów prostych ;)
No i masz tu babo placek - już wydawało się, że dokonujemy rewolucji żywieniowej "wciągając się" w gotowanie, uczenie się nazw egzotycznych owoców i warzyw, a i pewnie nałogowe śledzenie programów kulinarnych, a tu okazuje się, że nie ma prostych odpowiedzi ani rozwiązań. Bez powszechnej edukacji w kwestii jedzenia, zbalansowanej diety oraz składników odżywczych ani rusz. Trzeba myśleć co sie je, kiedy i ile. Ale jedno pozostaje pewne: gotowanie w domu wciąż pozostaje jedynym sposobem na pełną kontrolę tego co się je - czy użyjemy surowych czy smażonych warzyw, oliwy zamiast masła, szczypty czy łyżeczki soli - to wszystko zależy od nas. Stąd amatorskie gotowanie to wciąż dobry start na drodze do zdrowszego jedzenia, sęk w tym, że ślepe gotowanie tego, co nam sugeruje telewizja i inne media nie zagwarantuje nam ani szczupłej sylwetki, ani setki lat życia w szczęsciu i zdrowiu :) To ostatnie wciąż pozostaje w naszych rękach.
OMAWIANY ARTYKUŁ:
- Howard, S., Adams, J., & White, M. (2012). Nutritional content of supermarket ready meals and recipes by television chefs in the United Kingdom: cross sectional study BMJ, 345 (dec14 14) DOI: 10.1136/bmj.e7607