Dzis przykul moja uwage artykul-komentarz
opublikowany w Nature, napisany przez
Peng Gonga, naukowca pracujacego dla Center
for Earth System Science w Tsingua (Chiny) oraz na University of
Berkeley (USA). Porusza on kwestie chinskich badan naukowych, ktore sa
spowalniane przez.. chinska historie i kulture.
Peng Gong wyjasnia, ze na chinski system uprawiania
nauki duzy wplyw mialo dwoch bardzo wplywowych filozofow, ktorych nauki
istnialy w Chinach od ponad 2000 lat:
![]() |
Wielki Mur Chinskiej Nauki? Zrodlo: Wikipedia |
- Konfuncjusz: intelektualisci musza byc lojalnymi rzadcami
- Zhuang Zhou: harmonijne
spoleczenstwo opiera sie na izolacji rodzin (w celu unikniecia konfliktow) oraz
na odrzuceniu technologii (by nie poddac sie chciwosci).
Efekt? Badania na mala skale, prowadzone
przez samowystarczalne laby, ale z potepieniem ciekawosci, komercjalizacji i
technologii.
Dodatkowo, kazdy czlonek naukowej
spolecznosci chce byc liderem, a jak wiadomo, nie kazdy jest predysponowany do dobrego
zarzadzania zespolami ludzi. Wszystko to konczy sie kupowaniem przez liczne
grupy naukowe tego samego sprzetu i prowadzeniu podobnego typu analiz. W szersej
skali, wszystkie wieksze organizacje – od uniwersytetow, poprzez instytuty naukowe,
na agencjach rzadowych konczac – chca byc liderami badanian, co w zasadzie
uniemozliwia wspolprace i wymiane danych.
I jeszcze jeden problem, na ktory Peng Gong
zwraca uwage, to bardzo mizerny podzial pracy - to co w Chinach sie liczy, to 1) prowadzenie badan – w rezultacie
nikt nie chce podejmowac sie pomniejszych, wspierajacych rol 2) dane niemal w calosci wyprodukowane
przez dana grupe, co konczy sie tym, ze kazdy lab musi robic wszystko
samodzielnie, od nawet podstawowych analiz laboratoryjnych, na budowaniu i
rozwijaniu baz danych konczac.
Ja ze swojej strony dodam, ze z mojego
doswiadczenia Chinscy studenci calkowicie podlegaja autoretetom, wykonujac
kazde, nawet najbardziej bezsensowne polecenie swoich przelozonych, co rowniez
moze byc wynikiem wplywow filozofii konfuncjanskiej. Jest to o tyle smutne, ze bardzo czesto sa to studenci niezwykle
inteligentni i swietnie znajacy sie na swojej dzialce, ale nawet jesli wiedza,
ze jakas analiza/badanie nie ma sensu, nigdy nie odwaza sie tego powiedziec
komus, kto jest stopniem i doswiadczeniem ponad nimi.
Rozwiazania jakie Peng Gong sugeruje nie sa
ani proste, ani przynoszace efekty z dnia na dzien. Zmiany powinny sie zaczac juz w szkole podstawowej, nie
dopiero na uniwersytetach, wlaczajac do programu nauczania lekcje przyrody tak
wczesnie jak to mozliwe, ale tez promujac dociekliwosc u dzieci (kto by
pomyslal, ze dzieci trzeba tego uczyc!). Dodatkowo, Peng proponuje podzial pracy naukowej na zawody o
okreslonej specjalizacji oraz promowanie wspolpracy miedzynarodowej (poprzez
dodatkowe finansowanie). I na koniec sugeruje on sprowadzanie do Chin wybitnych
uczonych zza granicy, co znowu zmusza Chiny do inwestycji w ich edukacje
wyzsza, tak by ich uniwersytety przyciagaly takichz naukowcow.
Choc mowa tu o Chinach, czy niektore z tych
“symptomow” nie brzmia znajomo? Choc byc moze rzeczy sie zmienily przez
ostatnie cztery lata (kiedy to ostatni raz mialam jako-taki kontakt z polska
nauka), ale izolacja, brak wspolpracy i wymiany danych, akademicki hierarchism wydaja
sie byc bolaczka nie tylko nauki w Chinach. Moze i Polacy powinni wziac sobie
rady Peng Gonga do serca?
Do przeczytania wkrotce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz